poniedziałek, 28 grudnia 2015

"Dobry Dinozaur" reż. Peter Sohn

Unknown


Decydując się na kupno biletu na nowy film Pixara, w dodatku reżyserowanego przez debiutanta, nie miałem wysokich oczekiwań. Po prostu „W głowie się nie mieści" było tak dobrym filmem, że Pixar nie miał szans zrobić czegoś równie rewelacyjnego w tym samym roku. I bardzo dobrze, bo dzięki temu mogę śmiało powiedzieć, że „Dobry Dinozaur" faktycznie okazał się dobrym dinozaurem.

Pomysł wyjściowy jest naprawdę ciekawy - meteor, który przed milionami lat doprowadził do zagłady dinozaurów, omija Ziemię. Wielkie gady przeżyły, wykształciły swój własny język, są w stanie wytwarzać proste maszyny, a nawet siać zboże i hodować zwierzęta. W związku z tym ludzie (którzy również znajdują się w tej oryginalnej wizji świata, a jakże!) pełnią funkcję, co by dużo mówić, piesków. Nam dane jest przyglądać się pewnej rodzinie wielkich zielonych dinozaurów, żyjącej sobie gdzieś u podnóża pewnej góry.

Pierwszą rzeczą, która bardzo uderzyła mnie podczas seansu,  to brak krótkometrażówki, do której przecież przyzwyczaił nas Pixar. Nowy film Pixara zawsze oznaczał uroczy film krótkometrażowy przed rozpoczęciem faktycznego filmu. Zawsze tak było! Byłem tak sfrustrowany całą sytuacją, że zaraz po przyjściu do domu złapałem za komputer i czym prędzej sprawdziłem o co chodzi. I znalazłem. Na całe szczęście Pixar nie przestał produkować krótkometrażówek. Okazało się, że rodzice oglądający „Dobrego Dinozaura" wraz ze swoimi małymi pociechami głośno protestowali przeciw puszczaniu „Sanjay’s Super Team", czyli wcześniej wspomnianej krótkometrażówki, gdyż burzyła ich treść tegoż filmu. Niestety nigdzie w Internecie nie mogłem znaleźć żadnej informacji na temat tej burzącej treści, więc pokusiłem się aż o samodzielne obejrzenie. I… umarłem. Jest to bowiem opowieść o małym hindusie z elementami hinduskiej religii i to opowieść jak dobra. Każdy kto nie oglądał niech czym prędzej zobaczy! Nie rozumiem z jakiego powodu w XXI wieku,  w kraju cywilizowanej Europy jakakolwiek informacja na temat obcej wiary burzy ludzi dorosłych i naprawdę nie chcę wiedzieć ani dłużej się nad tym rozwodzić.

Niestety brak krótkometrażowej animacji to nie jedyna rzecz, która odróżnia „Dobrego Dinozaura" od innych produkcji Pixara. Każdy ich film był przecież skierowany nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych. Każdy dobrze się na nich bawił, bo film w bardzo sprawny sposób sprawiał, żeby każdy to właśnie robił. Dobrze się bawił. Tutaj jest nieco inaczej – „Dobry Dinozaur" jest rzecz jasna dobrym filmem, jak każdy zresztą film wyprodukowany przez to studio. Problem w tym, że jest wyraźnie skierowany ku młodym widzom, nie odnajdziemy tu elementów zrozumiałych tylko przez dorosłych, jak chociażby w „Odlocie" czy „Wall-E". Nie, to niestety jedynie bajka,  z której najwięcej wyniosą dzieciaki.  Poza tym jednak bez zmian – film jest piękny, film ma inteligentny morał, film jest przedstawicielem kina drogi i przede wszystkim – film jest dobry, czyli dokładnie tak, jak nas do tego Pixar przyzwyczaił. Ale poczepiajmy się jeszcze chwilkę.

Jestem zachwycony tym jak wygląda tu świat – dawno nie widziałem tak fantastycznej animacji otoczenia. Naprawdę, bardzo trudno mi tutaj przywołać film, który jest w stanie pod tym względem „Dobremu Dinozaurowi"  dorównać. Dlatego właśnie musiał tu zostać wrzucony najgorzej wyglądający główny bohater animacji na przestrzeni ostatnich 50-ciu lat. Serio, Arlo został tak tragicznie zaanimowany, że nie da się na to patrzeć. Dodatkowo za każdym razem gdy się rusza, wygina się w jakiś niepokojący spokój, że obawiam się, że zaraz złamie się w pół.

Kolejna rzecz, która piekielnie mnie uwierała, wynika troszkę z tego, że film był dedykowany młodym, ale musze na to ponarzekać w osobnym akapicie. Mam na myśli przesadną dosłowność i mocne traktowanie nas jak idiotów. Bardzo często w tym filmie jesteśmy tak traktowani i bardzo mi się to nie podoba. Dla przykładu gdy pierwszy raz w filmie widzimy pioruny są one zwiastunem bardzo nieprzyjemnej sytuacji, która mocno zraniła głównego bohatera. Gdy widzimy je następnym razem nie wystarcza ukazanie nam ich na ekranie. Nie wystarcza nam nawet podłożenie głosów z tamtej sytuacji. Nie, film czuje się w obowiązku przedstawienia nam kadrów, które widzieliśmy 15 minut wcześniej w ramach retrospekcji, żeby czasem nikt nie przegapił z jakiego powodu główny bohater zachowuje się tak, jak się zachowuje. Może to zwykłe czepialstwo dla czepialstwa, ale mnie osobiście bardzo to denerwowało.

Poza tym film wypada całkiem solidnie. Animacja, jak mówiłem wcześniej, wypada cudnie, polski dubbing jest podłożony naprawdę udanie (T-Rexy  mówiące śląską gwarą wprawiły w rozbawienie całą salę kinową), morał jest (może nie jakiś wybitny, ale wynikający z treści filmu, więc się nie czepiam), muzyka także robi swoje. Ot, kawałek dobrego kina familijnego. Kawałek „Dobrego Dinozaura".

P.S   T-Rexy biegają cudnie. Serio, dawno nie widziałem tak fantastycznie zaanimowanego i tak dostojnego biegania zwierząt w kinie. Chyba pójdę do kina jeszcze raz tylko dla scen przemieszczania się z gracją wielkich gadów z malutkimi rączkami. Heh.

 Wesołych świąt.

Kim jestem? Dokąd zmierzam?

Unknown / Nocny Seans Filmowy

Młody astronauta w ciele kota. Miłośnik kina włoskiego i pasjonat zapałek. Czasem cykam zdjęcia analogiem.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Maciej Roch Satora. Obsługiwane przez usługę Blogger.