Prawdopodobnie znaczna większość z was nie ma zielonego pojęcia co spowodowało wielki kryzys nieruchomościowy w 2008 roku. Część z was prawdopodobnie nie wie nawet, że taki kryzys miał w ogóle miejsce. I bardzo dobrze - o to właśnie przychodzi „The Big Short”, czyli próba rzetelnego przedstawienia jak było naprawdę. Bez ukrywania niewygodnych faktów, bez poprawności biznesowej. Suche fakty i mokra prawda, czyli to, co lubimy w kinie najbardziej.
To nie jest film dla każdego - wymaga on bowiem od widza niebywałego skupienia i życia ze świadomością niezrozumienia kilku motywów w filmie. Na całe szczęście twórcy nie chcą jednak, abyśmy nie zrozumieli zupełnie nic. Stosują całkiem super zabiegi, dla przykładu podczas rozmowy bankowym żargonem, nagle jeden z uczestników mówi wprost do kamery, o co tak naprawdę chodzi. Albo do wytłumaczenia trudnych pojęć, które przeciętny Kowalski słyszy po raz pierwszy, reżyser wykorzystuje (a jakże!) Selenę Gomez. Takich zabiegów jest tu masa i, co najważniejsze, wszystkie działają! Ale zacznijmy może od początku.
„The Big Short” traktuje o kilku „wybitnych dziwakach”, jak to na wstępie zaznacza Ryan Gosling z offu. Dziwakach, którzy na dużo przed wielkimi korporacjami przewidzieli, do czego zmierza polityka wielkich i małych banków. Film pokazuje nam tak naprawdę trzy (jakby się uprzeć to nawet cztery) historie osób, które jakimś cudem przewidziały kryzys i postanowiły się na nim wzbogacić. I jak to w tego typu obrazach bywa, choć do projektu zatrudniono największe nazwiska Hollywoodu, każda z postaci została potraktowana powierzchownie. Nie jest to jakaś wielka wada, niemniej jednak momentami denerwowało mnie, że Brad Pitt tylko siedzi i przygotowuje warzywa ze swojego ekologicznego ogródka, a Christian Bale (którego kocham całym sercem) jedynie zmazuje z tablicy liczbę, by zastąpić ją inną. Grali jednak fantastycznie, film aktorstwem stoi naprawdę wysoko. Bardzo naturalny w roli podstarzałego hippisa Pitt, mój ukochany Christian Bale, lekko w tym filmie przeszarżowany, oraz fenomenalny Ryan Gosling, mówiący sam o sobie jako „cool guy”. Wszyscy tworzą idealne tło historii. Ktoś zapyta: „Zaraz zaraz, jakie tło, przecież wszystkie te postacie dostały tyle samo czasu”. To prawda, ale najbardziej na pierwszy plan wybijał się Steve Carell, w związku z tym film traktuję tu troszkę jako obraz opowiadający właśnie o jego postaci - to jego dane nam było poznać najlepiej, zrozumieć wszystko, co tworzyło go takim, jaki jest. I, co tu dużo mówić, drugi rok z rzędu Carell zasługuje na Oskara za drugoplanową rolę męską i prawdopodobnie drugi rok z rzędu jej nie otrzyma. Fantastycznie wciela się w postać człowieka, który przez jedno kluczowe wydarzenie z przeszłości, nie ufa już absolutnie nikomu, w związku z czym jest najlepiej przygotowany do pracy w finansach. Smutny obraz mężczyzny, który nie jest w stanie żyć w społeczeństwie jest też widoczny u Bale’a, lecz ten drugi niestety mnie nie kupił. Uważałem go bardziej za niezrównoważonego psychicznie, przez co niespecjalnie mogłem się w niego wcielić i zrozumieć motywacje. Inaczej z Carellem, z którym utożsamiałem się cały film i na jego problemach zależało mi najbardziej. Z drugiej strony mamy jednak Ryana Goslinga, człowieka absolutnie cool zajmującego wyższe stanowisko w Deutche. Człowieka, z którym każdy się liczy (scena, w której Gosling rozmawia w łazience przez telefon i każe opuścić pomieszczenie poszczególnym obecnym tam pracownikom jest po prostu rewelacyjna), ale mimo to jednak nie ufają mu w sprawie kryzysu, który przewiduje. To rola również czasem przeszarżowana, ale dawno nie widziałem tak przyjaznego ”badassa”, a już na pewno nie w tym roku. Brawa. Nie można rzecz jasna pominąć ról pomniejszych, lecz równie istotnych dla historii, jak Finn Wittrock i John Magaro, jako dwójka dzieciaków posiadająca mały garażowy bank i pragnąca dostać się do światowej czołówki. Bardzo komiczne role.
Na sukces „The Big Short” składa się jednak więcej niż rewelacyjne aktorstwo. To przede wszystkim fantastyczny scenariusz autorstwa McKaya i Randolpha. Zbędnych dialogów tu w zasadzie nie było, a każda scena do czegoś prowadziła. Zdjęcia autora Kapitana Phillipsa nie zapadły mi jakoś głęboko w pamięć, podobnie zresztą jak muzyka Nicholasa Britella.
W porównaniu do zeszłorocznego „Wilka z Wall Street”, który kręcił się w okół podobnego tematu, „The Big Short” jest znacznie bardziej nastawione na nauczenie nas czegoś. To film tworzony z misją przekazania nam czegoś większego, czego zdradzenie prawdopodobnie zepsułoby wam seans, więc nie powiem co to. Nastawiony głównie na pokazanie nam w jaki sposób wielkie pieniądze inwestowane są na giełdach, a potem jak oszustwa banków przekładają się na życie zwykłych obywateli. Czasem w sposób zdecydowanie zbyt przerysowany, lecz myślę, że tego właśnie wymagała opowiadana historia. Nie powinniśmy się denerwować, że nie rozumiemy niektórych kwestii, bo bez pracy w banku prawdopodobnie nie będzie nam to dane. Ważne, żebyśmy wynieśli z niego jak najwięcej możemy. Twórcy próbują tu zrobić mimo wszystko film dla wszystkich, także dobrze będą bawić się na nim i bankierzy, którzy dobrze rozumieją gadkę filmowych finansistów, i przeciętni zjadacze chleba, którzy w trudniejszych chwilach będą wspomagani przez Margot Robbie i Selenę Gomez. Tak więc nie bierzcie kredytów i czekajcie na kolejne recenzje. Do następnego!
Kilka słów
Miło mi powitać was tak dobrym filmem w 2016! Cieszę się, że jesteście i że czytacie, super rzecz. Kilka słów zostało stworzone pod tym postem, bo może część z was wymaga ode mnie stworzenia jakiejś topki i filmów i z wyczekiwaniem codziennie bada blog w jej poszukiwaniu. Nic się nie martwcie, topka się pojawi, ale dopiero po Oskarach. Zdałem sobie sprawę, że nie ma sensu robić jej teraz, gdyż wiele filmów, które zdobędą Oskary w tym roku, nie zostało jeszcze pokazanych w polskich kinach, w związku z czym musiałbym je wpychać do topki przyszłorocznej i jednocześnie do tegorocznej pakować takie dobre filmy jak „Birdman”, których już troszkę nie pamiętam. Umówmy się więc teraz, że rok filmowy trwa od Oskarów do Oskarów. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe.
0 komentarze:
Prześlij komentarz