niedziela, 20 września 2015

"Młodość" reż. Paolo Sorrentino

Unknown

             

Nie ukrywam, nowego filmu Sorrentina wyczekiwałem ze zniecierpliwieniem. Jego Boski, czy Wszystkie Odloty Cheyenne’a pokazały, że ten Włoch filmy kręcić potrafi. Lecz dopiero Wielkie Piękno zapewniło mu status twórcy kompletnego i dopiero tym dziełem Sorrentino zdobył moje serce. Uważałem ten film za absolutne arcydzieło, za obraz, którego mistrz już nigdy nie pobije. I nagle przyszła Młodość i… Zachwyciła mnie.
               
Jak w większości swoich filmów, tak i tu reżyser bierze na warsztat temat starości. Przedstawia nam losy dwóch znających się naprawdę długo przyjaciół. Caine i Keitel wcielają się tu w role dwójki podstarzałych artystów, którzy diametralnie się od siebie różnią. Ten pierwszy po stracie bliskiej osoby zakończył swoją karierę. Od tego czasu nie tworzy już i nie występuje (odmawia nawet angielskiej królowej). Wyraźnie widać, że niezaprzeczalny dar muzyczny twórcy jedynie się marnuje, lecz ten ma na tyle samozaparcia, by już nigdy nie chwycić batuty w dłoń. Krztę swojego muzycznego obeznania wykorzystuje przy szydzeniu z muzyków zatrudnionych przez hotel lub przy wybijaniu rytmu przy pomocy papierka po cukierku. Ten drugi natomiast pracuje nad swoim ”artystycznym testamentem”, filmem idealnym, w którym rozkocha się publika całego świata, a jemu zapewni nieśmiertelność. Niestety, reżyser od wielu lat nie nakręcił już nawet dobrego obrazu i choć staramy się mu uwierzyć, że ten będzie arcydziełem, nikt specjalnie naszych starań nie podziela, a z nim samym kompletnie się nie liczy

Sorrentino wplata w film masę wątków i nowych postaci i co najlepsze – nie gubi się w tym!  Każdy gość hotelowy niesie za sobą jakąś historię – raz dotyczy ona znanego piłkarza, który nie może sobie poradzić z tym, że nie jest już rozpoznawalnym i kochanym przez tłumy idolem, a raz Miss Universe, która na przekór wszystkim stereotypom jest elokwentną młodą kobietą, która potrafi wygrać słowną potyczkę z hotelowym intelektualistą. Wątków jest sporo, lecz mimo tego reżyser nie gubi tu tego co najważniejsze, czyli głównej linii fabularnej.
                
Nie wiem, co można uznać za największy atut Młodości. Może są nim kapitalnie napisane dialogi, wygłaszane przez bohaterów przy codziennych seriach masażowych i górskich wędrówkach. Może za sukcesem filmu stoją wspaniałe zdjęcia wykonane w wręcz bajkowej Szwajcarii. A może po prostu fenomenalna gra aktorska, na którą oprócz wcześniej wspomnianych panów składa się chociażby rola Paula Dano – aktora aspirującego do wyjścia ze swojego emploi człowieka grającego jedynie w blockbusterach. Patrząc na niego jesteśmy w stanie odnaleźć jakiś wewnętrzny smutek, który towarzyszy mu w zasadzie przez cały film, aż do momentu, gdy przypadkowa osoba pochwali go za rolę w filmie, którego nikt nie pamięta.
                
Mówiąc oczywiście o najnowszym dziele Włocha nie możemy zapomnieć też o świetnie dobranej muzyce czy jego osobistej trafnej puencie na temat starości w ogóle, jaką niesie za sobą zakończenie filmu. Mimo to mnie chyba najbardziej kupił tutaj realizm filmu. Patrząc na perypetie głównych bohaterów, słuchając historii osób wypoczywających w kurorcie czy nawet obserwując ich smutne twarze bez jakichkolwiek chęci do życia, rysuje się przede mną bolesny obraz starości, który podobnie jak u Ozu w Tokijskiej Opowieści jest tylko etapem poprzedzającym śmierć. Tu i tu wyraźnie przedstawiona zostaje beznadzieja wieku ”przekwitania”. Tylko, że w przeciwieństwie do japońskiego twórcy Sorrentino, głosem uzdrowiskowego lekarza, wyraźnie mówi nam:  „Za tymi murami czeka Młodość”. Wydaje mi się, że gdy zdamy sobie z tego sprawę, odnalezienie jej nie będzie już takie trudne. Ale co ja tam wiem…

Kim jestem? Dokąd zmierzam?

Unknown / Nocny Seans Filmowy

Młody astronauta w ciele kota. Miłośnik kina włoskiego i pasjonat zapałek. Czasem cykam zdjęcia analogiem.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Maciej Roch Satora. Obsługiwane przez usługę Blogger.